sobota, 14 października 2017

Po aferze z Kaspersky Lab

Ale jaja... Służby specjalne odkryły, że antywirus może przeszukiwać zawartość dysku, skanować pliki i wyszukiwać te dla niego ciekawe. Może też komunikować się ze zdalnym serwerem. W świat poszła wieść, że jest afera. Rosyjskie służby dzięki oprogramowaniu Kaspersky Lab kradły dane z komputerów w amerykańskich instytucjach rządowych.
Słucha tego jakiś zwykły użytkownik PC z Windowsem i antywirusem od Kaspersky Lab, słucha i się zastanawia co robić. Wywalić, czy nie wywalić oprogramowanie Kaspersky. Bo przecież swojego komputera bez "ochrony" nie zostawi. Ale co to za "ochrona", o której mówią, że sama kradnie. Zresztą inne programy antywirusowe same się chwalą, że będą skanować dysk automatycznie, wszystko sprawdzać, przeczesywać załączniki w mailach, a nawet weryfikować bezpieczeństwo odwiedzanych stron internetowych. Czy te inne programy nie robią aby tego samego co "zły" Kaspersky?

***
Gdybym miał jeszcze komputer z Windows i nie daj Boże z antywirusem od Kasperski Lab to odinstalował bym go nie dlatego, że przeszukuje dyski i skanuje pliki na nim się znajdujące. Jak już to za fakt, że firma Kaspersky Lab wpuściła do swej wewnętrznej sieci specjalistów z Izraela, a ci mogli zebrać dowody na szpiegowską działalność oprogramowania Kaspersky. Sami się nie potrafili obronić to jak mnie ochronią przed atakiem?

***
Minister Macierewicz zapowiedział, że nasza armia będzie miała jednostkę specjalną do walki z takimi cyberatakami.  Super... Tylko żeby z tą jednostką nie było jak z rezydentami w szpitalach. Tylko daj więcej, daj więcej i daj więcej... Bo na specjalistów trzeba cały czas więcej.
Może lepiej zacząć od wywalenia idiotów, którzy służbowy sprzęt i dane traktują jak prywatne: wynoszą do domu, zostawiają w samochodzie itp.
Amerykańskiej afery z Kaspersky Lab też podobno by nie było bez "specjalisty", który rzeczy tajne wynosił jako "pracę domową".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz